Marzenia się spełniają to chyba najlepszy tytuł relacji z koncertu Scorpions w Atlas Arenie w Łodzi. Kiedy w 2012 przyjechali do Wrocławia, miała to być ich ostatnia trasa koncertowa w karierze, myślałam, że już nigdy nie uda mi się ich zobaczyć na żywo, ale miałam trochę szczęścia.
Koncert w Łodzi był jednym z przystanków na trasie z okazji 50 lecia zespołu, promującej również ich najnowsze wydawnictwo zatytułowane „Return To Forever”. Oprócz utworów z tej płyty, muzycy zagrali również swoje największe hity. Już na wstępie chciałam zaznaczyć, że koncert Scorpionsów w Atlas Arenie był fantastyczny. Muzycy są w doskonałej formie fizycznej, biegali, skakali po scenie i przekazywali publiczności mnóstwo pozytywnej energii.
Występ Scorpions rozpoczął się od krótkiego, instrumentalnego wstępu, później na scenie pojawił się Klaus Meine i zaczął śpiewać utwór „Going Out With The Bang”, pochodzący z najnowszej płyty tego zespołu. Bardzo energiczne wykonanie tej piosenki było doskonałym początkiem tego wieczoru. Publiczność od razu zaczęła skakać. Potem nastąpiło ciepłe powitanie publiczności zgromadzonej w Atlas Arenie przez wokalistę. Następnie muzycy zaczęli grać kolejną kompozycję – „Make It Real”, a na ekranach, zamontowanych na scenie pojawiła się polska flaga. Był to bardzo przyjemny gest w
stosunku do świadków tego wielkiego show w Łodzi. Później wybrzmiał utwór „Is There Anybody There", jego wykonanie również przypadło mi do gustu. Następnie usłyszałam jedna z moich ulubionych piosenek zespołu Scorpions – "The Zoo". Jest to również jedna z najbardziej znanych kompozycji tej supergrupy. Publiczność już od pierwszej zwrotki zaczęła śpiewać z Klausem Meine, a gitarzyści i basista biegali i skakali po scenie. Później wzięli z nich przykład ludzie zgromadzeni w Atlas Arenie. Potem wybrzmiała kompozycja "Coast to Coast", a jej bardzo energiczne wykonanie przypadło mi do gustu. Czułam się wtedy, jakbym przeniosła się w świat muzyki wspaniałych lat 70 ubiegłego wieku. Następnie usłyszałam blok utworów nazwanych przez zespół jako "70s Medle"y. Były to kompozycje : "Top Of The Bill", "Steamrock Fever", "Speedy’s Coming", "Catch Your Train", pochodzące z pierwszych płyt zespół. Ten fragment tego koncertu potraktowałam jako muzyczną podróż do przeszłości. Tych piosenek doskonale się słuchało, a ich wykonania były dopracowane pod każdym względem. Dla starszych uczestników tego wydarzenia był to powrót do czasów ich młodości. Zapowiadając następny utwór Klaus Meine powiedział następujące słowa : „dlaczego jesteśmy na scenie od 50 lat? Bo zbudowaliśmy nasz dom na skale”, potem muzycy od razu zaczęli grać jeden z najlepszych utworów, pochodzących z płyty „Return To Forever”. Jego wykonanie było bardzo energiczne i na pewno tak jak cały koncert zapamiętam je na długo. Później wybrzmiał utwór „Delicate Dance", który można potraktować jako wstęp do części akustycznej tego koncertu. Składała się ona z trzech utworów: „Always Somewhere”, „Eye of the Storm" i „Send Me an Angel”. Był to dla mnie wyjątkowy fragment tego koncertu, stałam zasłuchana tak jakbym gdzieś odpłynęła ze swoimi myślami, chłonęłam każdy dźwięk, a w mojej głowie rodziły się najmilsze wspomnienia związane z tymi utworami. W mojej opinii ich wykonanie było przepiękne. Muzycy stali w na scenie razem i śpiewali, a publiczność razem z nimi. Był to jeden z najbardziej refleksyjnych momentów tego wieczoru. Po tym akustycznym występie zespołu Scorpions, miałam okazję usłyszeć jeden z najbardziej znanych utworów tej supergrupy – „Wind Of Change”. Jest piosenka poświęcona przemianom ustrojowym po 1989 r. w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy wybrzmiały pierwsze dźwięki tej kompozycji zrozumiałam, że właśnie spełnia się jedno z moich największych muzycznych marzeń, bo zawsze chciałam usłyszeć ten utwór na żywo. Jego wykonanie dla mnie było przepiękne. Klaus Meine śpiewał bardzo czysto, a publiczność zgromadzona w Atlas Arenie razem z nim. Jestem przekonana, że na tym koncercie każdy znał chociaż fragment tekstu tej piosenki. Następnie wybrzmiał utwór zatytułowany „Raised on Rock”, który pochodzi z albumu „Sting in The Tail” z 2010. Muzycy zagrali go bardzo energiczne, a widzowie zgromadzeni w Atlas Arenie zaczęli skakać i mogłam zaobserwować, że publiczność świetnie się bawi i ma doskonałe samopoczucie. Później usłyszałam dwa utwory: „Dynamite” i „In The Line of Fire”. Ich wykonania bardzo mi się spodobały.
Potem wszyscy muzycy oprócz James Kottaka zeszli ze sceny. Perkusista zaczął bardzo energicznie grać, a podest na którym siedział podnosił się powoli. Wtedy zrozumiała co oznacza sformułowanie „latający perkusista”. Ten moment koncertu zapamiętam na pewno na długo, ponieważ nigdy nie widziałam takiego „show”. Mogłam zaobserwować, że James Kottak grając na perkusji czuje się jak ryba w wodzie. Publiczność podczas jego występu klaskała. Niektórzy na pewno byli zaskoczeni, gdy podest skończył się podnosić James Kottak stanał na perkusji i pomachał publiczności z góry, a na zamontowanych ekranach pojawiły się okładki wszystkich albumów tego zespołu. Następnie pozostali muzycy wrócili na scenę i zaczęli grać utwór „Crazy World”, a podest, na którym siedział James Kottak zaczął powoli opadać. Taka kompozycja była doskonałym zakończeniem indywidualnego występu perkusisty. Później wybrzmiała piosenka "Rock N’ Roll Ballad", a jej wykonanie było bardzo energiczne. Muzycy znowu biegali i skakali po scenie. Jako ostatni przed bisami usłyszałam utwór „Blackout”. Jest to jedna z moich ulubionych kompozycji Scorpionsów. Oprócz cudownego dla mnie wykonania, zaobserwowałam przepiękną grę światłem: gdy Klaus Meine śpiewał „Blackout”, w Atlas Arenie nagle gasło światło. Po zakończonej głównej części występu, muzycy zeszli sceny i rozległy się gromkie brawa. Po kilku chwilach na nią wrócili
trzymając w rękach barwy narodowe Polski. Był to bardzo przyjemny gest w stosunku do publiczności. Potem Klaus Meine zapowiedział słowami „Still loving you Poland” kolejny utwór – jedną z najpiękniejszych ballad, która znalazła w dyskografii Scorpions. Jest to kompozycja bardzo znana dlatego publiczność śpiewała refren razem z muzykami. Później zagrali utwór „Big City Nights”. Mimo tego, że już od prawie dwóch godzin byli na scenie energia nadal ich rozpierała, po raz kolejny skakali i biegali po scenie. Doskonałym zakończeniem tego wieczoru był utwór „Rock You Like A Hurricane. Gdy przestali grać nie mogłam uwierzyć, że to już koniec tego wieczoru, którego nie zapomnę do końca życia.
Koncert Scorpions bardzo mi się podobał.
Był dla mnie cudowną muzyczną podróżą, której nigdy nie zapomnę. Naprawdę
trudno mi uwierzyć w to, ze muzycy tego zespołu grają na scenie od 50 lat i
nadal są w doskonałej formie fizycznej. Podczas swojego występu przekazali mi
mnóstwo pozytywnej energii. Szkoda, że najprawdopobniej byłam na ich koncercie
pierwszy i ostatni raz, choć wydaje mi się, że na razie Scorpionsi nie
wybierają się na „muzyczną emeryturę”. Jeśli nie będzie to ostatnia trasa
koncertowa w ich karierze, to mam ogromną nadzieję, że uda się zobaczyć ten
zespół jeszcze raz na żywo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz