poniedziałek, 11 stycznia 2016

Płyta Symbol – David Bowie „Blackstar”

Czarna Gwiazda zgasła dosłownie, ale na pewno nie w naszych sercach – czyli kilka słów o samym Davidzie Bowie, a także o tym ostatnim jakże symbolicznym wydawnictwie.

Zanim dowiedziałam się, że artysta od nas odszedł to myślałam o tym, żeby zrecenzować ten album tak jak to się działo w przypadku wielu innych płyt, jednak po tej informacji doszłam do wniosku, że sama recenzja to zdecydowanie za mało i trzeba napisać coś więcej, coś od siebie o samym Davidzie Bowie o tym jak go postrzegam jako artystę, choć nigdy nie byłam jakąś wielką fanką. Jednak odkąd poznałam jego utwory jeszcze z lat 70 to zawsze je doceniałam i bardzo pozytywnie odbierałam jego muzykę .

Audycja Muzyczne Skrajności debiutowała na antenie Radia Aktywnego 8.01.2015 - podobno nie ma przypadków. Całkiem niedawno mówiłam na antenie o 1 urodzinach tej audycji. Pamiętam, że pierwszy utwór jaki wybrzmiał właśnie Muzycznych Skrajnościach to był fantastyczny utwór Davida Bowie z albumu „The Next Day” – „Love is Lost”. Dzisiaj nabiera to symbolicznego wymiaru  i chyba tak już pozostanie, że David Bowie tak jak Beth Gibbons zostanie z Muzycznymi Skrajnościami na zawsze. Może nie jest on tak często grany jak ona, ale jednak pierwszego utworu z audycji autorskiej  nie zapomina się nigdy.

O Davidzie Bowie można wiele przeczytać, wiele się dowiedzieć z różnych źródeł, mimo tego że od 2006 roku jakoś zamknął się na media i tylko albo i aż wydał dwa jakże fantastyczne albumy „The Next Day” i „Blackstar”. Jego śmierć dla wielu była ogromnym szokiem. Sama pamiętam że kilka dni temu jak odsłuchiwałam „Blackstar” to myślałam ”jaka to świetna płyta, może będą koncerty, to wtedy z chęcią pójdę”, ale koncertów już nie będzie nigdy, tak samo jak Nowych utworów – chyba, że b-side’y bo wiadomo, że podczas ostatniej sesji muzycy nagrali dema kilkunastu utworów, a na płycie znajdziemy zaledwie 7… Z drugiej strony publikacja b-side’ów jest być może niepotrzebna, bo David Bowie odszedł tak jak wielu chciałoby odejść czyli niepokonany… Pozostawił po sobie ogromny dorobek artystyczny na wiele, wiele lat, a jego ostatnia płyta mimo że najpewniej nagrywana ostatkiem sił nie odróżnia się poziomem artystycznym od poprzednich, choć została utrzymana w zupełnie odmiennym klimacie.

Przyznaje, że jak odsłuchiwałam „Blackstar” nie do końca myślałam o symbolice tego albumu. Być może bardziej skupiłam się na jakże pięknej warstwie melodycznej. Za analizę tekstu zabrałam się dopiero po usłyszeniu najgorszej wiadomości tego poniedziałku (11 stycznia 2016) i wtedy zrozumiałam, że ten album to jest pożegnanie z fanami, na co wskazują nie tylko teksty ale również teledyski. Tak jakby David Bowie wiedział, że jego dni są policzone i za chwile może już go tu z nami nie być.

Ostatnia płyta Bowiego zaskakuje, nie jest łatwa w odbiorze. Tak jak już napisałam wcześniej została utrzymana w całkowicie odmiennym klimacie od poprzednich. Muzyk „powędrował” w odmęty  bardziej jazzowe, bo przecież nagrał ją z muzykami specjalizującymi się właśnie w tym gatunku.  Już od pierwszej sekundy utworu pierwszego słychać ogromny niepokój strach, teraz można powiedzieć, że był to strach przed końcem przed śmiercią. Dodam jeszcze, że głównym tematem tego klipu jest właśnie podróż pomiędzy dwoma światami tym tutaj i tym tam gdzieś nie do końca wiadomo gdzie… Wcześniej tego utworu  nie interpretowałam w ten sposób, ale jak to często bywa w obliczu różnych wydarzeń piosenki nabierają nowego znaczenia, szczególnie w obliczu tak tragicznych. Kolejny utwór został utrzymany w klimacie bardziej rockowym. Charakteryzuje się bardzo przejmującym tekstem, być może o dziewczynie, ale też być może o śmierci i o strachu przed końcem. David Bowie śpiewa bardzo rozemocjonowanym głosem i znowu mam wrażenie jakby się czegoś bał. Następna kompozycja - „Lazarus”- jest hymnem pożegnalnym, choć gdy po raz pierwszy odsłuchiwałam ten utwór, kompletnie nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale po wydarzeniach z 10 stycznia zmieniło się moje spojrzenie na ten utwór, jak i na całą płytę. David Bowie tym utworem chciał się pożegnać ze swoim fanami. Nie bez powodu nagrał teledysk, który już od początku daje do myślenia, gdyż traktuje właśnie o końcu. Szczególnie w ostatnim ujęciu, gdy drzwi od szafy zamykają się , co może symbolizować przejście do innego świata lub zamykające się wieko trumny... Kolejną kompozycje na tym albumie chyba wszyscy poznali wcześniej, gdyż utwór Sue (Or In The Season of Crime) został wcześniej opublikowany jako singiel. Moim zdaniem doskonale pasuje do ostatniej płyty Bowie’ego „Blackstar”.  W następnym utworze słychać bardzo wyraźne nawiązane do muzyki jazzowej, a wiodąca rolę w tej kompozycji pełnią bębny. W tekście wielokrotnie pojawia się formuła Where the fu*k did Monday go?”  Czy ona ma związek z dniem, w którym wszyscy się dowiedzieliśmy, że Davida już z nami nie ma i już nigdy nie  wróci? Być może, ale to pytanie tak jak wiele innych pozostanie bez odpowiedzi już na zawsze... Następny utwór to chyba najbardziej jazzowa kompozycja na „Blackstar” Nosi ona tytuł „Dollar Days” i to jest kolejna piosenka, która pozostawia wiele pytań, niejasnści, przy której pytanie „Co autor miał na myśli?” nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony wydawać by się mogło, że ta kompozycja opowiada o walce ze śmiercią, być może z chorobą, gdyż artysta powtarza wielokrotnie słowa „I am dying to”, I am  trying to”. Można również przypuszczać, że ten utwór jest również zapowiedzią tego co wydarzyło się 10 stycznia.  Utwór zamykający album „Blackstar” nosi tytuł „I Can’t Give everything” i  to ostatnia wiadomość, którą artysta chce przekazać swoim fanom:
 „Seeing more and feeling less
Saying no but meaning yes
This is all I ever meant
That's the message that I sent”
Na wiele sposobów można ją interpretować. Być może jest to pożegnanie, albo wyrażenie swojej niezgody na to co się na świecie dzieje teraz. Nie dowiemy się już tego nigdy. Każdy może zinterpretować to na swój własny sposób i nikt nie może powiedzieć, że będzie to zła interpretacja. David Bowie żegna się ze swoim fanami słowami „I Can’t  Give Everything”, jakby artysta przewidział swoją śmierć i chciał nam jeszcze coś powiedzieć później. Niestety nie zdążył.Pozostawił wiele pytań bez odpowiedzi… na zawsze.

Każdy z nas wie jaki był David Bowie, jedni kochali go za „inność”, swego rodzaju ekscentryzm inni go nie lubili z różnych powodów. Nie zmienia to jednak  faktu, że był jest i jeszcze długo będzie ikoną popkultury, ikoną rock n rolla.  To człowiek jakby nie z tej Ziemi. Jego gwiazda zgasła dosłownie, ale on i jego muzyka pozostanie w naszych sercach na zawsze. David Bowie odszedł tak jak wielu chciałoby odejść – niepokonany i podziwiany przez wielu, a „Blackstar” pozostanie symbolem artystycznego pożegnania ze światem, którego nikt nie spodziewał. Wielu teraz pyta „dlaczego?”, bo wydawało im się, że Bowie  będzie zawsze na tym świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz