Czarna Gwiazda zgasła
dosłownie, ale na pewno nie w naszych sercach – czyli kilka słów o samym
Davidzie Bowie, a także o tym ostatnim jakże symbolicznym wydawnictwie.
Zanim dowiedziałam się,
że artysta od nas odszedł to myślałam o tym, żeby zrecenzować ten album tak jak
to się działo w przypadku wielu innych płyt, jednak po tej informacji doszłam
do wniosku, że sama recenzja to zdecydowanie za mało i trzeba napisać coś
więcej, coś od siebie o samym Davidzie Bowie o tym jak go postrzegam jako
artystę, choć nigdy nie byłam jakąś wielką fanką. Jednak odkąd poznałam jego
utwory jeszcze z lat 70 to zawsze je doceniałam i bardzo pozytywnie odbierałam
jego muzykę .
Audycja Muzyczne
Skrajności debiutowała na antenie Radia Aktywnego 8.01.2015 - podobno nie ma
przypadków. Całkiem niedawno mówiłam na antenie o 1 urodzinach tej audycji.
Pamiętam, że pierwszy utwór jaki wybrzmiał właśnie Muzycznych Skrajnościach to
był fantastyczny utwór Davida Bowie z albumu „The Next Day” – „Love is Lost”.
Dzisiaj nabiera to symbolicznego wymiaru i chyba tak już pozostanie, że David Bowie tak jak
Beth Gibbons zostanie z Muzycznymi Skrajnościami na zawsze. Może nie jest on
tak często grany jak ona, ale jednak pierwszego utworu z audycji autorskiej nie zapomina się nigdy.
O Davidzie Bowie można
wiele przeczytać, wiele się dowiedzieć z różnych źródeł, mimo tego że od 2006 roku jakoś zamknął się na media i tylko albo i aż wydał dwa jakże fantastyczne
albumy „The Next Day” i „Blackstar”. Jego śmierć dla wielu była ogromnym
szokiem. Sama pamiętam że kilka dni temu jak odsłuchiwałam „Blackstar” to
myślałam ”jaka to świetna płyta, może będą koncerty, to wtedy z chęcią pójdę”,
ale koncertów już nie będzie nigdy, tak samo jak Nowych utworów – chyba, że
b-side’y bo wiadomo, że podczas ostatniej sesji muzycy nagrali dema kilkunastu
utworów, a na płycie znajdziemy zaledwie 7… Z drugiej strony publikacja
b-side’ów jest być może niepotrzebna, bo David Bowie odszedł tak jak wielu
chciałoby odejść czyli niepokonany… Pozostawił po sobie ogromny dorobek
artystyczny na wiele, wiele lat, a jego ostatnia płyta mimo że najpewniej
nagrywana ostatkiem sił nie odróżnia się poziomem artystycznym od poprzednich,
choć została utrzymana w zupełnie odmiennym klimacie.
Przyznaje, że jak
odsłuchiwałam „Blackstar” nie do końca myślałam o symbolice tego albumu. Być
może bardziej skupiłam się na jakże pięknej warstwie melodycznej. Za analizę
tekstu zabrałam się dopiero po usłyszeniu najgorszej wiadomości tego
poniedziałku (11 stycznia 2016) i wtedy zrozumiałam, że ten album to jest
pożegnanie z fanami, na co wskazują nie tylko teksty ale również teledyski. Tak
jakby David Bowie wiedział, że jego dni są policzone i za chwile może już go tu
z nami nie być.
Ostatnia płyta Bowiego zaskakuje, nie jest łatwa w odbiorze. Tak jak już
napisałam wcześniej została utrzymana w całkowicie odmiennym klimacie od
poprzednich. Muzyk „powędrował” w odmęty bardziej jazzowe, bo przecież nagrał ją z
muzykami specjalizującymi się właśnie w tym gatunku. Już od pierwszej sekundy utworu pierwszego
słychać ogromny niepokój strach, teraz można powiedzieć, że był to strach przed
końcem przed śmiercią. Dodam jeszcze, że głównym tematem tego klipu jest właśnie podróż pomiędzy dwoma światami tym tutaj i tym tam
gdzieś nie do końca wiadomo gdzie… Wcześniej tego utworu nie interpretowałam
w ten sposób, ale jak to często bywa w obliczu różnych wydarzeń piosenki
nabierają nowego znaczenia, szczególnie w obliczu tak tragicznych. Kolejny utwór został utrzymany w klimacie bardziej rockowym. Charakteryzuje się bardzo przejmującym tekstem, być może o dziewczynie, ale też
być może o śmierci i o strachu przed końcem. David Bowie śpiewa bardzo
rozemocjonowanym głosem i znowu mam wrażenie jakby się czegoś bał. Następna kompozycja - „Lazarus”- jest hymnem pożegnalnym, choć gdy po raz pierwszy
odsłuchiwałam ten utwór, kompletnie nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale po wydarzeniach z 10 stycznia zmieniło się moje spojrzenie na ten utwór, jak i na całą płytę. David Bowie tym utworem
chciał się pożegnać ze swoim fanami. Nie bez powodu nagrał teledysk, który już
od początku daje do myślenia, gdyż traktuje właśnie o końcu. Szczególnie w
ostatnim ujęciu, gdy drzwi od szafy zamykają się , co może symbolizować
przejście do innego świata lub zamykające się wieko trumny... Kolejną kompozycje na tym albumie chyba wszyscy poznali wcześniej, gdyż
utwór Sue (Or In The Season of Crime) został wcześniej opublikowany jako singiel.
Moim zdaniem doskonale pasuje do ostatniej płyty Bowie’ego „Blackstar”. W następnym utworze słychać bardzo wyraźne
nawiązane do muzyki jazzowej, a wiodąca rolę w tej kompozycji pełnią bębny. W
tekście wielokrotnie pojawia się formuła Where the fu*k did Monday go?” Czy ona ma związek z dniem, w którym wszyscy
się dowiedzieliśmy, że Davida już z nami nie ma i już nigdy nie wróci? Być może, ale to pytanie tak jak wiele
innych pozostanie bez odpowiedzi już na zawsze... Następny utwór to chyba najbardziej
jazzowa kompozycja na „Blackstar” Nosi ona tytuł „Dollar Days” i to jest kolejna
piosenka, która pozostawia wiele pytań, niejasnści, przy której pytanie „Co
autor miał na myśli?” nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony wydawać
by się mogło, że ta kompozycja opowiada o walce ze śmiercią, być może z
chorobą, gdyż artysta powtarza wielokrotnie słowa „I am dying to”, I am trying to”. Można również przypuszczać, że
ten utwór jest również zapowiedzią tego co wydarzyło się 10 stycznia. Utwór zamykający album „Blackstar” nosi tytuł
„I Can’t Give everything” i to ostatnia wiadomość, którą artysta chce
przekazać swoim fanom:
„Seeing more and feeling less
Saying no but meaning yes
This is all I ever meant
That's the message that I sent”
Na wiele sposobów można ją interpretować. Być może jest to pożegnanie,
albo wyrażenie swojej niezgody na to co się na świecie dzieje teraz. Nie
dowiemy się już tego nigdy. Każdy może zinterpretować to na swój własny sposób
i nikt nie może powiedzieć, że będzie to zła interpretacja. David
Bowie żegna się ze swoim fanami słowami „I Can’t Give Everything”, jakby artysta przewidział
swoją śmierć i chciał nam jeszcze coś powiedzieć później. Niestety nie zdążył.Pozostawił wiele pytań bez odpowiedzi… na zawsze.
Każdy z nas wie jaki był
David Bowie, jedni kochali go za „inność”, swego rodzaju ekscentryzm inni go nie lubili z różnych powodów. Nie zmienia to jednak faktu, że był jest i jeszcze długo będzie ikoną popkultury, ikoną rock n rolla. To
człowiek jakby nie z tej Ziemi. Jego gwiazda zgasła dosłownie, ale on i jego
muzyka pozostanie w naszych sercach na zawsze. David Bowie odszedł tak jak
wielu chciałoby odejść – niepokonany i podziwiany przez wielu, a „Blackstar”
pozostanie symbolem artystycznego pożegnania ze światem, którego nikt nie spodziewał. Wielu teraz pyta „dlaczego?”, bo wydawało im się, że Bowie będzie zawsze na tym świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz