Lapsley to brytyjska
wokalistka młodego pokolenia, która w tym roku skończy dopiero 20 lat. Jej
pseudonim artystyczny pochodzi od panieńskiego nazwiska matki. Artystka potrafi
grać na pianinie oraz na syntezatorach.
Jej debiutancka płyta miała swoją premierę 4 marca 2016 i nosi tytuł „Long Way
Home”
Płyta została utrzymana w klimacie delikatnej muzyki elektronicznej. W
podkładzie muzycznym wiodąca rolę pełnią syntezatory, w niektórych utworach
słychać również dźwięki pianina. Lapsley na tym albumie prezentuje swoją
ogromną dojrzałość artystyczną, śpiewa silnym, momentami hipnotyzującym głosem i z
powodzeniem łączy muzykę elektroniczną z innymi instrumentami. Album opowiada o związku z mężczyzną na odległość, to swego rodzaju
autobiografia artystki z ostatniego roku. Jak sama wokalistka zaznaczyła w
jednym z wywiadów, w studiu nagraniowym przypominała sobie różne wydarzenia z
życia i na ich podstawie komponowała piosenki. Lapsley na tym
wydawnictwie zawarła potężną dawkę emocji - często negatywnych. W tekstach
wokalistka piszę między innymi o cierpieniu, tęsknocie, podejmowaniu złych
decyzji, niespełnionych oczekiwaniach. Znalazłam również utwór, który choć
trochę traktuje o nadziei i pomocy osobie, która chce się poddać.
Wśród tych dwunastu utworów znalazło się kilka muzycznych perełek. Były
to piosenki, które zwróciły moją szczególną uwagę już przy pierwszym
przesłuchaniu. Zachęciły mnie do głębszej analizy tego wydawnictwa. Pierwsza z nich została zatytułowana „Hurt Me”. To potężna dawka emocji
zawartych w wokalu, który doskonale komponuje się z elektronicznym podkładem
muzycznym. Momentami słychać również dźwięki pianina oraz perkusji. Tekst tej
piosenki traktuje głównie bólu, będącym najprawdopodobniej rezultatem
niespełnionej miłości. Kompozycja jest przepełniona zdecydowanie negatywnymi
uczuciami. Utworem przykuwającym uwagę jest również „Cliff”, który został
opublikowany na trzy dni przed premierą tego long play’a. Jest to jedyna
kompozycja na tym albumie, która w pewnym sensie może dać nadzieję, ponieważ
traktuje o pomocy osobie załamanej, chcącej się poddać. Lapsley śpiewa ciepłym
głosem przy delikatnym podkładzie instrumentalnym, utrzymanym w klimacie muzyki
elektronicznej. Momentami nawet hipnotyzuje głosem i wprawia w ogromne zasłuchanie.
Oprócz tego w tle można czasem usłyszeć chórki damskie. Najbardziej energiczną kompozycja na tym albumie jest „Operator”.
Rozpoczyna się on krótkiego fragmentu a capella. Następnie słychać energiczny
podkład muzyczny oraz silny głos Lapsley. Artystka szczególnie w tym utworze
pokazuje swoje ogromne umiejętności wokalne, a jej śpiew doskonale komponuje
się z chórkami. Ten utwór zaskakuje, ponieważ płyta została utrzymana w
stosunkowo spokojnym „muzycznym klimacie”. Wydawać by się mogło, że ta piosenka
nie do końca pasuje do całego albumu, ale dla mnie stanowi ona doskonałe
dopełnienie tego wydawnictwa. Utworem, który również zwrócił moją uwagę jest „Station”. Został on
nagrany w duecie. Wyraźnie słychać niski męski głosu, momentami pełniący
wiodącą rolę. W podkładzie instrumentalnym najważniejszym elementem są
jednostajne oraz minimalistyczne beaty elektroniczne, doskonale dopasowane do
rozemocjonowanego wokalu. Kompozycja momentami budzi ogromny niepokój, skłania
do refleksji, jest również tajemnicza. Ostatnią piosenką, która
zdecydowania przykuła moją uwagę jest „Leap”.
To jedna z najspokojniejszych kompozycji na tym albumie. W podkładzie
instrumentalnym słychać delikatne beaty elektroniczne, które doskonale pasują
do wokalu Lapsley.
Debiut Lapsley
zdecydowanie należy zaliczyć do tych udanych. To płyta dobra i przekonująca,
choć może nie zawsze zachwycająca. Artystka jawi się tutaj jako dojrzała
wokalistka, która potrafi przekazać słuchaczowi różne emocje, jednak skupia się
głównie na tych negatywnych Momentami ta płyta hipnotyzuje, wprawia w
niesamowite zasłuchanie i nie można się od niej oderwać. To album, z którym
wszyscy fani elektronicznych brzmień i damskiego wokalu powinni się zapoznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz