W zeszłym roku
cieszyliśmy z powrotu Roisin Murphy na scenę po 8 latach nieobecności. Artystka
wydała wtedy znakomita płytę „Hairless Toys”, a niektórzy mieli okazję zobaczyć
jej koncerty na żywo. Na jej kolejne wydawnictwo nie trzeba było długo czekać,
bo dosłownie kilka dni temu ukazał się najnowszy album byłej wokalistki Moloko
zatytułowany „Take Her Up To Monto”.
Materiał na czwarty
studyjny album Roisin Murphy był nagrywany w tym samym czasie co „Hairless Toys”.
Już wcześniej w jednym z wywiadów artystka zdradziła, że podczas tamtych sesji
powstało więcej utworów, które ujrzą światło dzienne niebawem. Tym samym już
teraz możemy się cieszyć kolejną płytą tej irlandzkiej artystki.
Take Her Up to Monto wyraża
w pewnym sensie tęsknotę za czasami minionymi. Nie zabrakło tutaj retro
elektroniki czy też utworów nawiązujących do popu z lat 70 czy 80 ubiegłego
wieku. Już sam tytuł tego albumu nawiązuje do Monto, piosenki sprzed lat, skomponowanej
przez zespół The Dubliners. Podobno w dzieciństwie ojciec Roisin często nucił
tę kompozycję i dzięki temu artystka zapamiętała tekst i melodie. Album składa
się z 9 bardzo różnorodnych pod względem muzycznym kompozycji, wprawiających w
ogromne zasłuchanie. Jak każde wydawnictwo ma swoje mocniejsze i słabsze
strony.
Otwierający „Mastermind” jest utworem z singlowym potencjałem. To
piosenka mocno elektroniczna z domieszką popu, atrakcyjna nie tylko pod
względem muzycznym, ale również tekstowym. Roisin Murphy opowiada historię osoby,
która przezywa rozterki życiowe i nie wie jak należałoby postąpić w sytuacji, w
której się znalazła. Poszukuje kogoś, kto pomógłby w rozwiązaniu problemów. „Pretty
Gardens” to kompozycja zdecydowanie bardziej popowa. Tekst utworu traktuje o
akceptacji siebie ze wszystkim wadami i niedoskonałościami. Można stwierdzić,
że w tej piosence słowa są ważniejsze od melodii, ponieważ Roisin Murphy
porusza temat, dotyczący wielu ludzi. Najbardziej różnorodnym utworem pod względem muzycznym na „Take Her Up
to Monto” jest „Thoughts Wasted”. Rozpoczyna się od dźwięków pianina
nawiązujących do popu lat 70. Później pojawiają się mocno elektroniczne
fragmenty, a następnie symfoniczne. To bardzo odważne posunięcie Roisin Murphy
zaskakuje, ponieważ w jednym utworze artystka zawarła wiele różnorodnych
gatunków muzycznych, co bardzo rzadko się zdarza. Na kanwie tej kompozycji
można by stworzyć co najmniej dwa kawałki i to właśnie stanowi o sile przekazu
tej piosenki. „Lip Service” to bardzo przewidywalny i nie do końca przekonujący
utwór. „Ten Miles High” to kolejna kompozycja o ogromnym potencjale singlowym.
Mocno elektroniczne brzmienie nadaje jej niepokojący charakter. Słychać tutaj
jednostajne dźwięki perkusji, które doskonale komponują się z rozemocjonowanym
głosem Roisin Murphy śpiewającej o okrucieństwie otaczającego nas świata i o
tym, że chciałaby stąd uciec. Po zatrważającym wręcz "Ten
Miles High", słuchacz ma czas na uspokojenie emocji. Następny utwór nosi tytuł "Whatever". W tej kompozycji artystka
wciela się w osobę, niedostrzegającą sensu swojego życia i wyraża tęsknotę za
kimś bardzo bliskim. „Romantic Comedy” to piosenka nawiązująca do rapu. Roisin
Murphy czasem bardziej rapuje niż śpiewa, co sprawia, że ta kompozycja jest
najbardziej trip-hopowym utworem na tym albumie. W porównaniu do poprzedniego
kawałka „Nervous Sleep” to zdecydowanie spokojniejszy fragment. Nie zabrakło
tutaj delikatnych beatów elektronicznych oraz bardzo zmysłowego wokalu,
przypominającego momentami ten z utworu „Exile” z Hairless Toys. Przepełniona
emocjami piosenka jest swego rodzaju dialogiem pomiędzy dwiema bliskimi osobami,
które zastanwiają się jak powinny postępować dalej. „Siting and Counting” czyli
utwór zamykający to wydawnictwo został utrzymany w stosunkowo spokojnym
klimacie. Delikatne beaty elektroniczne wprawiają w zasłuchanie, a tekst jest
wyznaniem miłosnym. Roisin Murphy w tym emanuje zmysłowością i uwodzi swoim
głosem. Utwór w pewnym momencie się urywa, a wtedy słuchacz budzi się z transu
i zadaje pytanie dlaczego to już koniec, bo chciałoby się posłuchać jeszcze
jednego kawałka.
„Take Her Up to Monto”
jest najbardziej eksperymentalną płytą w dorobku Roisin Murphy. To również
najciekawszy pod względem muzycznym album w dyskografii byłej wokalistki
Moloko. Łączy w sobie wiele gatunków – pop, elektronikę, rap. Znajdziemy tutaj
momenty liryczne, ale też niepokojące. Album jest atrakcyjny nie tylko pod
względem muzycznym, ale również tekstowym. Artystka napisała wiele życiowych
tekstów, z którymi wielu na pewno się identyfikuje. Roisin Murphy zabiera nas
do swojego bardzo złożonego muzycznego świata, w każdym utworze prezentuje
różne oblicza artystyczne. To album z
nutką dekadencji, naszpikowany raczej negatywnymi emocjami, bardzo przejmujący,
będący swego rodzaju kontynuacją „Hairless Toys” pod względem tematycznym. Nie
jest to może płyta z garścią hitów na
miarę utworów Moloko, ale już po raz drugi Roisin Murphy udowodniła, że nie
trzeba tworzyć hitów, żeby stać się rozpoznawalną artystką na rynku muzycznym,
tylko po prostu wystarczy być sobą i to chyba najbardziej cenię na „Take Her Up
to Monto”. Mimo wszelkich zalet ten album pozostawia lekki niedosyt, ponieważ
chciałoby się jeszcze usłyszeć choć jeden utwór.
Już po raz drugi Roisin
Murphy odnalazła na rynku muzycznym niszę, którą wypełniła albumem "Take Her Up
to Monto". Stworzyła album różnorodny i atrakcyjny pod względem muzycznym, ale
ważniejsze jest to, że napisała ambitne teksty o życiu, dzięki którym może
dotrzeć do wielu ludzi niezależnie od tego skąd pochodzą, jacy są i na jakim
etapie życia się znajdują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz