Już
od jakiegoś czasu wiadomo, że Lou Rhodes, która głównie występuje w zespole
Lamb, wydaje też płyty solowe. Na swoim koncie ma cztery albumy studyjne, a
ostatni z nich zatytułowany Theyesandeye
ukazał się 22 lipca nakładem wytwórni Nude Records.
Tytuł
tej płyty wyraża pozytywne nastawienie do życia i otaczającego nas świata.
Artystka w jednym z wywiadów powiedziała, że pewnego dnia, gdy oglądała obrazy
w Internecie trafiła na dzieło zatytułowane theeyestheysee,
ale błędnie przeczytała tę nazwę i wtedy powstało theyesandeye. Wtedy stwierdziła, że ten przewrotny tytuł stanie się
jej życiowym credo oraz podsumowaniem najnowszej płyty.
Na płycie znalazło się 11 kompozycji w bardzo
ciekawych aranżacjach nagranych przy użyciu: gitary, pianina, syntezatorów,
elektronicznej gitary hawajskiej, perkusji, czy nawet harfy albo wiolonczeli.
Otwierające All The Birds to
piosenka, na początku której słychać odgłosy natury, więc można stwierdzić, że
jest utwór dedykowany naturze. To kompozycja, która intryguje i pozostawia co
najmniej kilka możliwości interpretacyjnych. Lou Rhodes hipnotyzuje swoim ciepłym
głosem i wzrusza słuchaczy. All I need
to utwór opowiadający o miłości ludzi, zwierząt i roślin. Jego
akustyczo-gitarowa aranżacja wprawia w niesamowite zasłuchanie i pozwala na
oderwanie się od rzeczywistości. Angels
– będący coverem piosenki zespołu The xx to kolejna kompozycja opowiadająca o
miłości do natury. Przepiękny,
bardzo delikatny gitarowo smyczkowy aranż nadaje tej kompozycji niesamowity
klimat. Sea Organ to kompozycja
wzbudzająca niewielki niepokój. Opowiada o ludziach, którzy nieustępliwie
walczą o naszą planetę. Them to utwór,
pozwalający na uspokojenie emocji. Piosenka sprawia, że możemy się zatrzymać.
Nawiązuje do muzyki jazzowej, słychać tutaj również dźwięki elektronicznej
gitary hawajskiej. Lou Rhodes śpiewa rozemocjonowanym głosem, wprawiającym w ogromne
zasłuchanie. Hope and Glory to piosenka przepełniona nadzieją. W podkładzie
muzycznym tej kompozycji słychać wyraźne dźwięki harfy. Circle Song to utwór, podczas któregor Lou Rhodes po raz kolejny
hipnotyzuje swoim nieco przytłumionym głosem. Nie zabrakło tutaj pięknych i
wyróżniających się wokaliz, które doskonale współgrają z elektroniczną gitarą
hawajską, wyraźnie słyszalną w tej kompozycji. Sun & Moon i Full Moon
to piosenki raczej radosne i wyrażające afirmację otaczającego nas świata. Never Forget to z kolei piosenka,
nawiązująca w pewien sposób do poprzednuch płyt solowych tej artystki. Nagrana
przy akompaniamencie gitary oraz instrumentów smyczkowych, których dźwięki
słychać w tle. Kompozycja przypomina nieco utwory z płyty Beloved One. Utwór
zamykający ten album nosi tytuł Magic Ride. Tekst opowiada o upływie czasu i o
tym, że życie jest bezcenne, a każdy dzień to nowy początek. To kompozycja
przepełniona nadzieją, zresztą jak cały album, dlatego stanowi doskonałe
podsumowanie theyesandeye.
Płyta
Lou Rhodes to bardzo ciekawe wydawnictwo, szczególnie pod względem muzycznym,
ponieważ znajdziemy na nim rozbudowane aranżacje wielu utworów, które zostały
nagrane przy pomocy różnych instrumentów muzycznych. Są one bardzo mocną stroną
tego albumu i w pewien sposób zaskakują, ponieważ wokalistka w swojej
twórczości solowej przyzwyczaiła nas do raczej prostego, folkowego, gitarowego
grania. Jest to płyta, która niewiele ma wspólnego z twórczością zespołu Lamb,
więc Ci co poszukują brzmienia tej grupy czekając na kolejny krążek mogą poczuć
się nieco zawiedzeni. Lou Rhodes prezentuje na tym wydawnictwie swoje inne
oblicze – songwriterki, a nie liderki grupy grającej muzykę elektroniczną.
Warto także pochylić się nad tekstami wszystkich utworów, które najczęściej
wyrażają uwielbienie w stosunku do natury, afirmację życia i otaczającego nas
świata. Niektóre utwory z powodzeniem mogłyby być piosenkami miłosnymi czy też
kołysankami. Artystka na tym albumie przekazuje mnóstwo emocji stosunkowo
pozytywnych. Poza tym hipnotyzuje głosem. Płyta wprawia w niesamowite
zasłuchanie, zabiera słuchacza do idyllicznej krainy, gdzie życie płynie bez pośpiechu
. To album, który relaksuje i pozwala uspokoić nerwy. Chyba właśnie o to
artystce chodziło – wydać płytę, będące swego rodzaju lekarstwem dla ludzi,
którzy wiecznie gdzieś pędzą, czasem nawet bez zastanowienia.
Lou
Rhodes wydała raczej różnorodny album, będący krokiem naprzód w stosunku do jej
poprzednich solowych dokonań. Theyesandeye zaskakuje właśnie swoim bogactwem
aranżacyjnym. Trudno zakwalifikować tę płytę do konkretnego gatunku muzycznego.
Zarówno fani akustycznego grania jak i zwolennicy partii smyczkowych czy
delikatnych orkiestracji znajdą na tym wydawnictwie coś dla siebie. Z pewnością
można stwierdzić, że jest to doskonała płyta do słuchania w chwilach relaksu
czy podczas długich letnich wieczorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz