Pisałam
już kiedyś, że wersje symfoniczne „nadają utworom nową twarz”, taką, że czasem
trudno rozpoznać jaki to utwór, szczególnie jeśli się nie zna bardzo dobrze
twórczości danego artysty. Tak właśnie było podczas ostatniego koncertu Emiliany
Torrini wraz z zespołem The Colorist, pochodzącym z Belgii.
Kiedy dowiedziałam się,
że ta artystka wystąpi z tym unikalnym projektem w Ancienne Belgique, nie
wahałam się ani chwili, od razu poszłam, żeby kupić bilet i oczywiście tego nie
żałuję. Tak naprawdę nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po jej występie z
The Colorist, co zaostrzyło moją ciekawość dotyczącą tego wydarzenia.
Zanim przejdę do głównej części
recenzji powinnam napisać kilka słów na
temat zespołu The Colorist. Tak jak wspomniałam wcześniej jest belgijska grupa, o
której niewiele wiem. Na
swoim fanpage’u facebookowym napisali “The Colorist is an ocherstra in search
of the thin line between pop, underground and experimental classical music.” .
W swojej twórczości tak jak to opisali łączą różne gatunki muzyczne, które nie
zawsze do siebie pasują, czyli są takie małe albo nawet całkiem spore muzyczne
skrajności.
Koncert The Colorist feat Emiliana Torrini rozpoczał się chwilę po
godzinie 20:30 od wersji instrumentalnej utworu "Jungle Drum”. Muzycy mnie zaskoczyli swoim wykonaniem tak bardzo, że nie rozpoznałam tej jakże znanej piosenki. Dopiero gdy znalazłam setlistę z występu, dowiedziałam co to była za kompozycja. Chwile później na scenie
pojawiła się Emiliana Torrini ubrana w kolorowy strój i zaczęła śpiewać kolejną
piosenkę, która nosi tytuł "Caterpillar". Jej wykonanie niesamowicie naładowane
emocjami. Mogłam zaobserwować, że wokalistka bardzo zaangażowała się w śpiew.
Ludzie siedzieli na fotelach tak jakby zaczarowani i niesamowicie zasłuchani, a
na sali panowała zupełna cisza. Jedna
rzecz mnie zaskoczyła, na występ Emiliany Torrini przyszli ludzie w wieku
średnim, a mnie od zawsze wydawało się, że tej artystki słuchają ludzie raczej
młodzi. Później miałam okazje usłyszeć
utwór zatytułowany „Birds”. To kompozycja należąca do tych spokojniejszych i
smutniejszych. Jej wykonanie bardzo przypadło mi do gustu. Po tym utworze islandzka wokalistka powiedziała takie słowa „Powinnam nagrać płyte składające się
tylko z „uuuuu”, gdyż bardzo lubie ten dźwięk". Później podziękowała członkom
orkiestry The Colorist za to, że docenili jej twórczość i zdecydowali się
nagrać własne wersje utworów tej wokalistki. Następnie wybrzmiała kompozycja „Heard
It All Before”, jej wykonanie zwróciło
moją szczególną uwagę, ponieważ było bardzo emocjonalne. Potem miałam okazje usłyszeć kilka utworów, pochodzących z różnych płyt.
Ich wersje były bardzo zaskakujące, dlatego muszę przyznać, że miałam problem z
ich rozpoznaniem, ale nie zmieniło to faktu, że doskonale mnie się słuchało tego
fragmentu koncertu. Emiliana Torrini momentami tańczyła na scenie, zachęcała
publiczność do „sitdance” – czyli tańczenie na siedzeniach. Podczas tych
kompozycji moją szczególną uwagę zwróciła postać pianisty The Colorist, który
czasem grał na dwóch pianinach równocześnie i momentami podskakiwał na swoim
stołku. Później wybrzmiały dwa bardzo spokojne utwory "Blood Red" i "Thinking Out Loud". Ich bardzo emocjonalne wykonania, podczas których Emiliana Torrini była
bardzo zaangażowana w śpiew, wprawiły mnie w niesamowite zasłuchanie, tak
jakbym zupełnie zapomniała o otaczającej mnie rzeczywistości. Czułam, że islandzka
wokalistka śpiewa tylko dla mnie, mimo że w sali znajdowało się mnóstwo innych
osób. To wrażenie na pewno zostało spotęgowane przez to, że siedziałam w
pierwszym rzędzie, na przeciwko Emiliany Torrini – u jej stóp. Następnie wybrzmiały dwa trochę bardziej energiczne utwory „Speed of
Dark” i „Tookah. Ich wykonania wręcz doskonałe i bardzo odmienne od tych, które
usłyszymy na płytach. Muszę przyznać, że te wersje symfoniczne bardziej mi się podobały
niż nagrania studyjne. Na zakończenie głównej części koncertu muzycy zagrali
najbardziej znany utwór Emiliany Torrini – „Jungle Drum”. Publiczność klaskała
i w pewien sposób tańczyła siędząc. Niektórzy śpiewali razem z islandzką wokalistką. To
był doskonały finał głównej części tego jakże pięknego koncertu. Potem muzycy zbiegli ze
sceny, by po chwili na nią wrócić i zagrać na bis jeszcze dwie piosenki „Gun” i
„Bleader”. Gdy skończyli zaczęli się kłaniać
rozległy gromkie brawa wraz z w pełni
zasłużoną owacją na stojąco. Emiliana
Torrini przedstawiła swój zespół. Publiczność klaskała tak długo, że zmusiła
muzyków to powrotu na scenę, co prawda nie zagrali kolejnego utworu tylko
ukłonili się po raz drugi.
Koncert Emiliany Torrini
wraz z orkiestrą The Colorist był doskonały. Cudowna setlista, na której utwory
spokojniejsze przeplatają się z tymi bardziej energicznymi. Emiliana Torrini
miała doskonały kontakt z publicznością. Myśle, ze wszyscy uczestnicy tego
wyjątkowego wydarzenia wyszli zadowoleni. Takie koncerty zdarzają się chyba tylko
raz w życiu, bo ta trasa obejmuje kilka miast w Belgii i zakończy się 1
listopada. Mam jednak nadzieje, że w przyszłości będą koncerty w innych
krajach. Jak przyjadą do Polski pójdę na ich występ z największą przyjemnością,
bo takich okazji nie można przegapić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz