czwartek, 28 stycznia 2016

Steven Wilson w Ancienne Belgique

Mówi się o tym że występy Stevena Wilsona to coś więcej niż tylko koncert. Zgadzam się z tym w 100 % dla mnie to wydarzenie było spektaklem muzycznym dopracowanym w każdym szczególe.

Steven Wilson przyjechał do Ancienne Belgique promować swój prawie najnowszy album, zatytułowany „Hand Cannot Erase”. To bardzo dobra płyta, utrzymana w klimacie progrockowym. Znalazło się na 11 kompozycji, które tworzą album koncepcyjny.

Koncert składał się z dwóch części, przedzielonych 20 minutową przerwą. Na początku muzycy zagrali wszystkie utwory z „Hand Cannot Erase”. Steven zaśpiewał je przepiękne, jego głos był przepełniony emocjami. Jednak granie i śpiewanie to nie wszystko, ponieważ w tle na ekranie można było obejrzeć zdjęcia i teledyski do niektórych utworów. Artysta miał doskonały kontakt z publicznością, już na samym początku koncertu został bardzo ciepło przywitany przez publiczność. Gdy odezwał się po raz pierwszy podziękował za takie powitanie, odniósł do tego, że Niemcy są bardziej powściągliwy, więc był bardzo zadowolony z tego, że Belgowie są tacy otwarci. W pamięć zapadło mi wykonanie utworu „Perfect Life”. Ta kompozycja została nagrana w duecie, niestety wokalistka nie była obecna tego wieczoru, więc muzycy wpadli na pomysł, żeby puścić fragment piosenki z playbacku. Przyznaje nie przepadam za graniem z playbacku, ale w tej kompozycji brzmiało to naprawdę doskonale. Wykonanie zdecydowanie przepełnione emocjami. Bardzo mi się również podobała zapowiedź utworu „Routine”. Steven zapytał publiczność zgromadzoną w Ancienne Belgique: „Czy jesteście gotowi na ogrom nędzy, nieszczęścia i rutyny?” Ludzie chórem odpowiedzieli: „Tak jesteśmy!” Steven wtedy powiedział „ Powinniście wrócić do domu i zastanowić się nad sobą, zresztą ja też muszę”. Gdy Steven śpiewał „Routine” na ekranie został pokazany bardzo przejmujący i wzruszający teledysk, który doskonale pasuje do tego utworu. . Moją szczególną uwagę zwróciło również wykonanie utworu „Happy Returns”,  momentami akustyczne i bardzo uczuciowe. Na zakończenie pierwszej części koncertu na scenie pozostał jedynie Adam Holzman, który na fortepianie dokończył ten fragment spektaklu, przygotowanego przez Stevena Wilsona i jego zespół. Dochodzę do wniosku, że artysta miał doskonały pomysł, żeby zagrać cały album „Hand Cannot Erase”.

 Po 20 minutowej przerwie muzycy powrócili na scenę by zagrać inne utwory. Jako pierwsza wybrzmiała kompozycja z repertuaru duetu Storm Corrosion „Drag Ropes”. Dla mnie jest to jedna z najsmutniejszych piosenek świata. Steven Wilson śpiewał rozemocjonowanym głosem, a w tle na ekranie publiczność mogła zobaczyć przejmujący teledysk. Następny utwór, który został zagrany w Ancienne Belgique nosi tytuł „Open Car”, pochodzi on z repertuaru Porcupine Tree. Ta kompozycja jest bardzo energiczna, więc nastąpiła gwałtowana zmiana klimatu, przeszliśmy od jednej muzycznej skrajności do drugiej. Muszę przyznać że te dwa utwory po sobie brzmiały po prostu doskonale. Później Steven Wilson zagrał piosenkę ze swojej najnowszej epki zatytułowanej „4 ½”. Z tym wydawnictwem miałam okazje się zapoznać dzień przed koncertem, bo miało ono swoją premierę 22 stycznia 2016. Przyznaje ta płyta jakoś do mnie nie przemawia przynajmniej w wersji studyjnej, jednak koncertowo utwór „My Book of Regrets” się obronił, ponieważ jego wykonanie było bardzo energiczne i doskonale pasowało do setlisty drugiej części tego cudownego wieczoru. Potem zespół zagrał utwór „Index”. Na początku muzycy „pstrykali palcami” a Steven Wilson wyśpiewywał tekst. Publiczność słuchała tej kompozycji w skupieniu, a wokalista hipnotyzował głosem. Następną piosenkę - „Lazarus” artysta zadedykował Davidowi Bowie’emu. Jej wykonanie było bardzo emocjonalne i był to wspaniały hołd dla Ikony Popkultury. Co prawda liczyłam na to, ze Steven zagra „Space Oddity”. Niestety to moje marzenie się nie spełniło, pewnie dlatego, że w Ancienne Belgique Ninet Tayeb była nieobecna. Nie zmienia to faktu, że koncert był naprawdę doskonały. Następnie wybrzmiała kompozycja „Don’t Hate Me” pierwotnie wykonywana przez Porcupine Tree, jednak na albumie „4 ½”. Znalazła się nowa wersja tego utworu. Na koncercie został wykonany w bardzo przejmujący sposób, ludzie w Ancienne Belgque stali zasłuchani. Później „przezroczysta kurtyna” oddzielająca artystów od publiczności opadła. „Za kurtyną” zostały wykonane dwa utwory: "Vermillioncore”pochodzacy z albumu „4 ½” i „Sleep Together z repertuaru Porcupine Tree. Pierwsza kompozycja jest energiczna i tak tez została zagrana w Ancienne Belgique. Druga trochę spokojniejsza, jednak te utwory brzmiały razem doskonale. Później kurtyna spadła na ziemię i to był koniec „oficjalnej części” koncertu. Muzycy zeszli ze sceny. Publiczność zaczęła bić głośno brawo i zmusiła ich do powrotu na scenę. Na bis zespół zagrał dwa utworu „Sound of Muzak” i „The Raven That Refused to Sing”. Tego wieczoru spełniło się kolejne moje muzyczne marzenie usłyszałam „Ravena” na żywo. Na długo zapamiętam to wykonanie. Steven Wilson na początku siedział na takim krześle barowym i śpiewał, jego głos jak zawsze był przepełniony emocjami, tym razem negatywnymi, bo przecież ta piosenka to jedna z najsmutniejszych kompozycji świata. Później wstał i zaczął grać na gitarze.  Gdy usłyszałam pierwsze dźwięk tej kompozycji to od razu w moich oczach pojawiły się łzy. Pamiętam również, że na ekranie w tle miałam okazje zobaczyć teledysk do tego utworu.

Występ Stevena Wilsona śmiało można nazwać spektaklem, ponieważ słowo „koncert to zdecydowanie za mało. Jest to swego rodzaju w którym światło, dźwięk i emocje doskonale się uzupełniają. Gdy wyszłam z Ancienne Belgique od razu zaczęłam się zastanawiać kiedy znowu zobaczę Stevena Wilsona na żywo, mam nadzieje, ze uda mi się to w kwietniu w Krakowie. Jeśli nie mieliście okazji być na jego koncercie to koniecznie musicie to nadrobić. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz