Niektórzy
pytają: „po co iść drugi raz na koncert artysty będący częścią tej samej trasy,
przecież wokalista zagra i zaśpiewa to samo”. Odpowiedź na to jest prosta „nie ma
dwóch takich samych występów”. To prawda artysta odgrywa najważniejszą role
podczas koncertu, ale publiczność też jest częścią tego wydarzenia i ważne są
reakcje ludzi. Słuchając po raz drugi tych samych piosenek na żywo za każdym
razem można odkryć coś, czego wcześniej nie zauważyliśmy. Na tym właśnie
polega piękno koncertów. Tak było podczas ostatniego występu Lou Doillon w
Proximie.
Pewnie większość z Was
czytała moją relacje z koncertu Lou Doillon w Ancienne Belgique, w której
opisałam bardzo szczegółowo cały koncert, sposób wykonania tych piosenek oraz
reakcje publiczności. Występ tej francuskiej wokalistki bardzo mi się wtedy
spodobał, dlatego zdecydowałam, że przy najbliższej okazji znowu pójdę zobaczyć
ją na żywo, żeby przeżyć to jeszcze raz i odkryć coś innego. Setlista w
Warszawie była taka sama jak w Brukseli, ale to jedna z nielicznych wspólnych
cech tych dwóch wydarzeń.
Występ Lou Doillon w Proximie supportowała młoda polska wokalistka o
pseudonimie Oly., która współpracuje z wytwórnią NextPop. Wykonała kilka swoich
kompozycji, jeden cover oraz przygotowała niespodziankę dla ludzi zgromadzonych
w Proximie. Najpierw pojawiła się na scenie sama, zagrała i zaśpiewała
kilka kompozycji z jej najnowszej, a zarazem debiutanckiej płyty. Te wykonania
były przepełnione emocjami. Niestety nie wszyscy ludzie zgromadzeni w Proximie
potrafili się zachowąć, ponieważ z tyłu sali było słychać głośne rozmowy. Potem
na scenie pojawił się Robert Amirian z gitarą i zagrał z Oly. kilka kompozycji.
Nie zabrakło najbardziej znanej piosenki czyli „Afterlife”. Miałam okazję
również usłyszeć utwory nowe, które najprawdopodobniej pojawią się na kolejnym
wydawnictwie tej artystki. Na sam koniec Oly. przygotowała niemała niespodziankę dla publiczności
zgromadzonej w Proximie. Zapowiedziała utwór „The Lonliest Whale On Earth”.
Jest to kompozycja nagrana wspólnie z islandzkim wokalistą o pseudonimie Low
Roar. Artystka na scenę zaprosiła właśnie jego. Obserwowałam przez chwilę
reakcję ludzi, którzy byli zszokowani pojawieniem się Islandczyka na scenie.
Oly oczywiście otrzymała gromkie brawa. Wykonanie tej kompozycji było wspaniałe, przepełnione emocjami. Głosy
Low Roara i Oly doskonale do siebie pasują wzruszają często wprawiają w
osłupienie. Tę piosenkę znałam raczej dobrze, ale jej wykonanie koncertowe było
cudowne i niesamowite, dopracowane w każdym szczególe, a przez to bardzo
przekonujące. Nigdy go nie zapomnę. Mam tylko nadzieję, że jeszcze kiedyś Oly i
Low Roar nagrają inne kompozycje w duecie i będą one równie piękne. Gdy
skończyli grać na Sali rozległy się gromkie brawa, w pełni zasłużone. Później
słyszałam rozmowy ludzi stojących wokół mnie, którzy pytali siebie nawzajem
„Jaki cudem Low Roar znalazł się na scenie w Proximie? Skąd on się tu wziął?”.
Na to pytanie nie znam odpowiedzi, ale może kiedyś się dowiem, gdy będę miała
okazję porozmawiać z Oly.
Chwile po godzinie 21 na scenę wyszła Lou Doillon wraz z zespołem.
Zagrali kilkanaście piosenek z obydwu albumów tej francuskiej artystki. Każde
wykonanie było przepełnione emocjami, wprawiało w niesamowite zasłuchanie,
czasem hipnotyzowało. Na twarzy Lou malowały się przeróżne emocje, na które
zwróciłam uwagę dopiero podczas tego koncertu w Proximie, ponieważ w Brukseli
skupiałam się głównie na bardzo interesujących muzycznych aranżacjach różnych
kompozycji, które niejednokrotnie zaskakiwały. Setlista tak jak już zaznaczyłam wcześniej była identyczna, jednak
aranzacje niektórych utworów różniły się. Lou Doillon miała doskonały kontakt z
publicznością w Proximie. Wykazała się ogromną charyzmą artystyczną, ponieważ
na przykład podczas piosenki „Weekender Baby” wszyscy śpiewali razem z nią. Warto również zwrócić uwagę na zapowiedzi i dedykację kilku piosenek.
Zapowiadając kompozycje Robin Miler, Lou Doillon zaznaczyła, że tej piosenki
należy słuchać o poranku albo późnym wieczorem, wtedy kiedy jesteśmy
„half-sleep, half awake or half drunk”. Poprosiła o to, aby ludzie zamknęli
oczy i wsłuchali się w melodie. Podczas piosenki „So still” moją szczególną
uwagę zwrócił przepiękny i długi riff gitarowy wykonany przez jednego z
członków zespołu. Muszę przyznać, że wprawił mnie w niemałe osłupienie, być
może nawet w trans, ponieważ pamiętam, że gdy na sali rozległy gromkie
kilkuminutowe brawa po zakończeniu tego utworu, w mojej głowie nadal słyszałam
dźwięki tej gitary. Bardzo mi się podobało wykonanie piosenki „Lay Low”, która wybrzmiała
jako ostatnia przed bisami. Lou Doillon już na samym początku tego utworu
zaczęła tańczyć, później śpiewała z „bluesowym pazurem” i prezentowała swoje
ogromne umiejętności wokalne. Pomimo tego, że aranżacja nie bardzo różniła się
od tej w Ancienne Belgique w pewien sposób zaskoczyła mnie, ponieważ jestem
przyzwyczajona do wersji nagranej na albumie z 2015 roku. Na bis Lou Doillon zagrała „Left Behind”,
„Places”, „Weekender Baby”. Dowiedziałam się, że „Left Behind” zostało napisane
wtedy kiedy Lou była bardzo smutna, a życie nie układało się po jej myśli.
Artystka powiedziała, ze ta kompozycja traktuje o tym, że najważniejsze jest to
aby po każdej porażce umieć się podnieść, przezwyciężyć wszelkie trudności. Zadedykowała
tę piosenkę wszystkim zgromadzonym w Progresji. Jej wykonanie tak jak wszystkie
inne było również przepełnione emocjami. Nigdy nie zapomnę aranżacji utworu
„Places”, mimo tego że była ona bardzo podobna do tej w Ancienne Belgique. Na
początku Lou Doillon śpiewała klęcząc, jej głos był przepełniony emocjami, a z
twarzy mogłam odczytać negatywne emocje. Po raz kolejny słuchając tego utworu
miałam łzy w oczach, których nie mogłam powstrzymać. Po wykonaniu tej
kompozycji Lou Doillon otrzymała gromkie brawa od publiczności, a jeden z
chłopaków podszedł do przodu i wręczył jej piękną czerwoną różę. Na koniec
wybrzmiała piosenka „Weekender Baby”, podczas której ludzie zgromadzeni w
Progresji śpiewali razem z Lou Doillon.
Koncert
Lou Doillon to poteżna dawka emocji. Artystka zawsze śpiewa rozemocjonowanym
głosem, a na twarzy nie kryje emocji. Jest niesamowicie prawdziwa w tym co
robi, więc wielu ludzi przekonuje do siebie, a przede wszystkim do swojej twórczości. Muszę również pogratulować
Oly. bardzo ładnego występu, dopracowanego w każdym szczególe. To był piękny
wieczór w Proximie, w związku z tym każdego zachęcam do zapoznania się z
twórczością Oly. i Lou Doillon. Przy najbliższej okazji koniecznie zobaczcie
jak prezentują się obie artystki na żywo.
Wiecej
zdjęć z koncertu opublikowałam na facebooku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz