wtorek, 10 maja 2016

Low Roar w Mózgu


Amerykanin, który pewnego dnia porzucił wszystko i po prostu wyjechał na Islandie – Low Roar (tak naprawdę Ryan Karazija) wystąpił solo w warszawskim Mózgu 4 maja 2016 r. Takiego koncertu chyba nikt się nie spodziewał.

W opisie wydarzenia na facebooku Ryan napisał „To będzie wyjątkowy koncert, zagram kilkanaście piosenek i o nich poopowiadam, nie robię tego zbyt często i nie wiem, kiedy następna taka okazja się nadarzy”. Rzeczywiście w Mózgu panowała niezwykła atmosfera. Była to moja pierwsza wizyta w tym klubie, ale na pewno nie ostatnia.

Low Roar zagrał utwory, zarówno z pierwszego jak i drugiego albumu. W setliście znalazła się też niepublikowana wcześniej piosenka, pochodząca z trzeciego albumu artysty, który w ostatnim okresie jest nagrywany w Londynie. Nie zabrakło również dwóch bardzo ciekawych coverów. Mózg to bardzo klimatyczny klub w Warszawie przy Teatrze Powszechnym. Jest to niewielka sala, która, tak naprawdę, nie ma nawet wydzielonej sceny na podwyższeniu. . Low Roar przyjechał jedynie z gitarą, zagrał na niej akustyczne wersje niektórych swoich kompozycji. Stał na scenie między dwoma mikrofonami i grał z ogromnym zaangażowaniem. Nie krył także bardzo silnych emocji, które mu towarzyszyły podczas tego niesamowitego wieczoru. Jego występ wprawiał w niesamowite zasłuchanie, siedząc w klubie i słuchając tego koncertu – moje myśli były zdecydowanie gdzie indziej - „w odległej galaktyce”. Tylko artysta pokroju Ryana Karaziji potrafi stworzyć tak niesamowity klimat w miejscu, w którym gra. . Był to jeden z nielicznych koncertów „na siedząco” na podłodze. Klub został wypełniony do ostatniego miejsca, wszyscy siedzieli zasłuchani, nikt nie rozmawiał. Bardzo rzadko zdarzają się takie koncerty, co czyni ten wieczór wyjątkowym i niezapomnianym.

 Chwilę po 21 artysta pojawił się na scenie i pierwsze słowa, jakie wypowiedział były następujące: „nie przygotowałem setlisty, więc zobaczymy, co z tego wyniknie”. Od razu w Mózgu rozległy się gromkie brawa, a muzyk zaczął grać pierwszą kompozycje. Jej aranżacja była bardzo zaskakująca, bo przecież Low Roar przyzwyczaił nas wszystkich do elektronicznego brzmienia, a tutaj jedynym słyszalnym instrumentem była gitara. Gdy skończył w klubie rozległy się gromkie brawa, trwające stosunkowo długo. Wydawać by się mogło, że artysta był nieco zaskoczony tak ciepłym przyjęciem przez publiczność zgromadzoną w Mózgu. Następnie zaczął opowiadać o piosence „Just a habit” – mówił, że tak naprawdę nagrał ją w garażu w swoim domu na Islandii. Zaśpiewał też piosenkę zadedykowaną swoim przyjaciołom, których opuścił wyjeżdżając na Islandie, mówił, że już nie ma z nimi takiego kontaktu jak dawniej, czego bardzo żałuje, choć w miarę możliwości stara się pielęgnować te znajomości. Zapowiadając utwory „Easy Way Out” oraz „Nobody Loves Me Like You”, nawiązał do swojego nieudanego związku z dziewczyną z Islandii. Na pewno zaskoczył wielu ludzi zgromadzonych w Mózgu swoimi opowieściami o utworach, bo przecież z reguły interpretację tekstów i muzyki pozostawia słuchaczom. . Emocjonalne wykonania utworów „Give Up” i Patience również zapadły w pamięć. Przy Patience artysta opowiedział następującą historię. Nagrał ten utwór, w czasie gdy przebywał w domu z synem swojej partnerki, który krzyczał bardzo głośno. Podobno na jednej z demówek słychać krzyk dziecka. Jako ostatni utwór wybrzmiała kompozycja „Breathe In”, Low Roar zapowiadając ją było lekko zestresowany, ponieważ stwierdził „nie gwarantuję, że ten utwór będzie brzmiał dobrze, ponieważ nie grałem go nigdy bez zespołu”. Jego obawy okazały się nieuzasadnione, kompozycja wybrzmiała przepięknie, zaskakująco i intrygująco. 

Na koncercie Low Roara zabrakło bisów, choć pewnie gdyby nie bardzo wysoka temperatura panująca w Mózgu, widzowie by zostali, a artysta pojawiłby się na scenie ponownie. Nie zmienia to jednak faktu, że koncert Low Roara był fantastyczny. Artysta doskonale czuł się na scenie, a publiczność słuchała go z wielką uwagą. Wychodząc myślałam o tym, kiedy ten islandzki muzyk powróci do Polski i zagra kolejne koncerty. Już się nie mogę doczekać najnowszego albumu, który najprawdopodobniej ukaże się jeszcze w tym roku. Wieczór w Mózgu zaliczę do tych najbardziej wyjątkowych i klimatycznych. Nigdy go nie zapomnę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz