Amerykanin, który pewnego dnia porzucił
wszystko i po prostu wyjechał na Islandie – Low Roar (tak naprawdę Ryan
Karazija) wystąpił solo w warszawskim Mózgu 4 maja 2016 r. Takiego koncertu chyba
nikt się nie spodziewał.
W opisie
wydarzenia na facebooku Ryan napisał „To będzie wyjątkowy koncert, zagram
kilkanaście piosenek i o nich poopowiadam, nie robię tego zbyt często i nie
wiem, kiedy następna taka okazja się nadarzy”. Rzeczywiście w Mózgu panowała
niezwykła atmosfera. Była to moja pierwsza wizyta w tym klubie, ale na pewno
nie ostatnia.
Low Roar zagrał utwory, zarówno z pierwszego jak
i drugiego albumu. W setliście znalazła się też niepublikowana wcześniej piosenka, pochodząca z trzeciego albumu artysty, który w ostatnim okresie jest nagrywany w
Londynie. Nie zabrakło również dwóch bardzo ciekawych
coverów. Mózg to bardzo klimatyczny klub w Warszawie przy Teatrze Powszechnym. Jest to niewielka sala, która, tak naprawdę, nie ma nawet wydzielonej sceny na
podwyższeniu. . Low Roar przyjechał jedynie z gitarą, zagrał na niej akustyczne wersje niektórych swoich kompozycji. Stał na scenie między
dwoma mikrofonami i grał z ogromnym zaangażowaniem. Nie krył także bardzo
silnych emocji, które mu towarzyszyły podczas tego niesamowitego wieczoru. Jego występ wprawiał w niesamowite zasłuchanie,
siedząc w klubie i słuchając tego koncertu – moje myśli były zdecydowanie gdzie
indziej - „w odległej galaktyce”. Tylko artysta pokroju Ryana Karaziji potrafi
stworzyć tak niesamowity klimat w miejscu, w którym gra. . Był to jeden z
nielicznych koncertów „na siedząco” na podłodze. Klub został wypełniony do
ostatniego miejsca, wszyscy siedzieli zasłuchani, nikt nie rozmawiał. Bardzo
rzadko zdarzają się takie koncerty, co czyni ten wieczór wyjątkowym i
niezapomnianym.
Chwilę po 21 artysta pojawił się na scenie i
pierwsze słowa, jakie wypowiedział były następujące: „nie przygotowałem
setlisty, więc zobaczymy, co z tego wyniknie”. Od razu w Mózgu rozległy się
gromkie brawa, a muzyk zaczął grać pierwszą kompozycje. Jej aranżacja była
bardzo zaskakująca, bo przecież Low Roar przyzwyczaił nas wszystkich do
elektronicznego brzmienia, a tutaj jedynym słyszalnym instrumentem była gitara. Gdy skończył w klubie rozległy się gromkie
brawa, trwające stosunkowo długo. Wydawać by się mogło, że artysta był nieco
zaskoczony tak ciepłym przyjęciem przez publiczność zgromadzoną w Mózgu.
Następnie zaczął opowiadać o piosence „Just a habit” – mówił, że tak naprawdę
nagrał ją w garażu w swoim domu na Islandii. Zaśpiewał też piosenkę zadedykowaną swoim przyjaciołom,
których opuścił wyjeżdżając na Islandie, mówił, że już nie ma z nimi takiego
kontaktu jak dawniej, czego bardzo żałuje, choć w miarę możliwości stara się
pielęgnować te znajomości. Zapowiadając utwory „Easy Way Out” oraz „Nobody
Loves Me Like You”, nawiązał do swojego nieudanego związku z dziewczyną z
Islandii. Na pewno zaskoczył wielu ludzi zgromadzonych w Mózgu swoimi
opowieściami o utworach, bo przecież z reguły interpretację tekstów i muzyki
pozostawia słuchaczom. . Emocjonalne wykonania utworów „Give Up” i
Patience również zapadły w pamięć. Przy Patience artysta opowiedział
następującą historię. Nagrał ten utwór, w czasie gdy przebywał w domu z synem
swojej partnerki, który krzyczał bardzo głośno. Podobno na jednej z demówek
słychać krzyk dziecka. Jako ostatni utwór wybrzmiała kompozycja
„Breathe In”, Low Roar zapowiadając ją było lekko zestresowany, ponieważ
stwierdził „nie gwarantuję, że ten utwór będzie brzmiał dobrze, ponieważ nie
grałem go nigdy bez zespołu”. Jego obawy okazały się nieuzasadnione, kompozycja
wybrzmiała przepięknie, zaskakująco i intrygująco.
Na koncercie Low
Roara zabrakło bisów, choć pewnie gdyby nie bardzo wysoka temperatura panująca
w Mózgu, widzowie by zostali, a artysta pojawiłby się na scenie ponownie. Nie
zmienia to jednak faktu, że koncert Low Roara był fantastyczny. Artysta
doskonale czuł się na scenie, a publiczność słuchała go z wielką uwagą.
Wychodząc myślałam o tym, kiedy ten islandzki muzyk powróci do Polski i zagra
kolejne koncerty. Już się nie mogę doczekać najnowszego albumu, który
najprawdopodobniej ukaże się jeszcze w tym roku. Wieczór w Mózgu zaliczę do
tych najbardziej wyjątkowych i klimatycznych. Nigdy go nie zapomnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz