Ben Asbury- Gruziński artysta stworzył swój muzyczny projekt i nazwał go Axxa Abraxas. Jest to nawiązanie do muzyki psychodelicznej z lat 60 i 70 tych ubiegłego wieku. Artysta charakteryzuje się bardzo ciepłym głosemm który doskonale komponuje się z muzyką, którą prezentuje na swojej debiutanckiej płycie.
Obecnie współpracuje z RTA- jest to wytwórnia, która skupia artystów wydających albumy na małą skale. Ostatnio został zauważony przez Captured Tracks specjalizującą w publikacji płyt z gaturnku indie rock. Udało mu się podpisać z nimi kontrakt na kolejny album, który będzie faktycznym studyjnym debiutem tego artysty, gdyż album zostanie wydany na większą skalę.
Jego debiutancka płyta jak już wcześniej wspomniała nawiązuje do psychodelii lat 60 ubiegłego wieku. Tytuł tej płyty kojarzy mi się z polską grupą neoprogresywną o nazwie Abraxas. Wydaje mi się, że nie o takie nawiązanie chodziło. Moim zdaniem ta płyta jest warta uwagi, ponieważ prezentuje inne spojrzenie na psychodelię, która mi się kojarzy głównie z zespołami takimi jak Pink Floyd czy The Doors. Niektóre utwory przypominają mi w niewielkim stopniu piosenkę Jima Morrison Light my fire. Inne mogę zakwalifikować to muzyki progresywnej z elementami rocka psychodelicznego. Słuchając tego albumu odniosłam wrażenie, że głos wokalisty przypomina mi głos jednego ze znanych artystów ubiegłego wieku. Jest to najbardziej słyszalne w pierwszym utworze
Przesłuchując ten album kilkakrotnie miałam wrażenie, że skądś znam utwór pierwszy, ale do tej pory nie znalazłam odpowiedzi na pytanie skąd. To właśnie piosenka z numerem jeden przykuła moją uwagę głównie ze względu na linie melodyczna, która jest mi znajoma. Drugim utworem nad którym się „zatrzymałam” była piosenka czwarta zatytułowana „Beyond the wind. Jest ona najspokojniejsza ze wszystkich i zakwalifikowałam ją do gatunku rocka progresywnego z elementami psychodelii. To bardzo ciekawe połączenie tych dwóch gatunków, z którym spotkałam się w twórczości zespołu Pink Floyd z albumu Dark side of the moon
Płyta najlepiej brzmi jako całość, najlepiej odsłuchać ją bez przerwy, wtedy wchodzimy w klimat tego albumu, rzeczywiście przenosimy się do lat 60 ubiegłego wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz