Napisanie relacji z
koncertu, będącego tak naprawdę setem djskim nigdy nie jest łatwym zadaniem,
ale przecież wyzwania dziennikarskie są zawsze ciekawe. Olafur Arnalds –
islandzki kompozytor muzyki klasycznej i filmowej oraz Janus Rasmussen –
tworzący głównie muzykę pop połączyli siły i tak powstał debiutancki album
grupy Kiasmos, który został wydany w 2014 roku. Na tym krążku znalazły się
instrumentalne kompozycje, utrzymane w klimacie muzyki elektronicznej. Obecnie
muzycy są w trakcie trasy koncertowej promującej to wydawnictwo.
Kiasmos odwiedził również
Polskę – 15 kwietnia 2016 Olafur Arnalds i Janus Rasmussen wystąpili na jedynym
klubowym koncercie w naszym kraju w warszawskim klubie Progresja Music Zone. Muzycy zagrali
set djski, trwający około 1 godzinę 15 minut, podczas którego zaprezentowali
piosenki z ich debiutanckiej płyty studyjnej i nie tylko.
Występ zespołu Kiasmos
supportował polski duet SOTEI, który współpracuje z wytwórnią U Know Me
Records. Przygotowany przez Soburę i Teiete set djski nie należał do tych
porywających, mimo tego publiczność próbowała tańczyć w rytm zaprezentowanej muzyki. Szczególną uwagę
zwracała gra świateł podczas tego występu, która stanowiła dopełnienie
prezentowanych kompozycji. Niestety muzycy nie mieli dobrego kontaktu z
publicznością, oczekującą bardzo energicznego setu djskiego. Szczególnie
początek ich występu nie należał do tych udanych, ale potem muzycy „się
rozkręcili” i najlepszy utwór zagrali na koniec koncertu trwającego nie więcej
niż 40 min.
Chwile po 22 na scenie w Progresja Music Zone pojawili się członkowie
zespołu Kiasmos, wtedy rozpoczęła się najprzyjemniejsza część wieczoru, na
którą czekałam z ogromną niecierpliwością. Na powitanie Olafur Arnalds i Janus
Rasmussen otrzymali gromkie brawa, a swój set rozpoczęli od potężnej dawki pozytywnej
energii, już od pierwszej sekundy wszyscy zgromadzeni w sali koncertowej
tańczyli. Było to święto muzyki elektronicznej. Muzycy mieli doskonały kontakt z
publicznością, a przygotowany przez nich set pozwolił na oderwanie się od
otaczającej rzeczywistości. Koncert został doskonale nagłośniony, można było
usłyszeć każdy dźwięk. Uwagę zwracały również wizualizacje przygotowane przez
muzyków, będące doskonałą ilustracją prezentowanej muzyki. Trzeba również docenić
przepiękną grę świateł, podczas każdej kompozycji. Na scenie było stosunkowo
ciemno, co tworzyło niepowtarzalny i
niezapomniany klimat. Momentami muzycy skakali na scenie i zachęcali publiczność do jeszcze
mocniejszego okazywania emocji. Najbardziej zaskoczył mnie Olafur Arnalds,
który podczas tego występu skakał, tańczył i się doskonale bawił. Wcześniej
kojarzyłam go z bardzo spokojną muzyką, a na scenie rozpierała go energia,
zaryzykuje stwierdzenie, że „to do niego niepodobne”, ponieważ z reguły jest
raczej „statyczny”, skupiony na graniu, a na jego twarzy malują się przeróżne
emocje, często należące do tych negatywnych. Podczas swojego występu muzycy wykazali się niezwykłą charyzmą. Potrafili
zmusić publiczność do klaskania w takt prezentowanej muzyki. Ludzie zgromadzeni
w Progresja Music Zone doskonale się bawili podczas tego wieczoru, nie było ani
jednej osoby, która nie tańczyła. Muzycy wspaniale czuli się w
klubie. Byli we własnym żywiole, nie ukrywali żadnych emocji. Pod koniec
swojego występu wznieśli toast za zdrowie wspaniałej warszawskiej publiczności,
dziękując za tak ciepłe i otwarte przyjęcie. Nie zabrakło sztandarowych
kompozycji z ich debiutanckiej płyty czyli między innymi „Lit”, „Loop”. Te
utwory na albumie wydawały się bardzo spokojnie, jednak na koncercie okazało
się, że są to piosenki, w sam raz na fajną klubową imprezę. Bardzo mnie to
zaskoczyło. Koncert pozostawił jednak
nutkę niedosytu, ponieważ trwał nieco ponad godzinę, a chciałoby się, żeby muzycy zagrali dłuższy
set.
Ten wieczór w Progresja
Music Zone zaliczę do jednych z tych najbardziej udanych, gdyż set Olafura
Arnaldsa i Janusa Rasmussena został przygotowany w sposób fantastyczny.
Kompozycje dobrane w sposób fenomalny, na żywo brzmiące dużo lepiej niż
debiutanckim albumie tego zespołu. Cieszę się bardzo, że mogłam zobaczyć ten
spektakl na żywo. Już myslę o tym, żeby się wybrać na koncert Kiasmos w ramach
tegorocznego Off Festivalu w Katowicach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz